niedziela, 22 czerwca 2008

Nurkowanie nr. 69, żwirownia Guźnia k/Łowicza, max. depth 17m, time 34

Fatalne nurkowania (bo w zasadzie były dwa). Teoretycznie nie powinienem był w ogóle dopuścić do pewnych sytuacji i zachowań, nie wiem sam czemu dopuściłem, ale wiem, że już nigdy więcej podobnych akcji, bo może się to źle skończyć. Ale po kolei. Na nurkowanie umówiliśmy się przez forum, z całej ekipy nurkowałem wcześniej tylko z dwoma z nich: z Przemkiem i Wojtkiem. Jednak plan na dziś był inny. Wyszło, że ja będę nurkował w zespole "trójkowym" z Przemkiem i nowym kolegą, który będzie testował suchy skafander. Nie znałem akwenu, ustaliliśmy, że Przemek jako ten, który go ciut zna płynie pierwszy, a ja z Mariuszem zaraz za nim obok siebie. Zanurzanie poszło bez problemów, ciut się pokręciliśmy nad dnem, kiedy doszliśmy do 17 metra Przemek pokazał powrót do domu, zatem zawróciliśmy płynąc w takiej samej konfiguracji jak wcześniej. W pewnej chwili dostaliśmy się w straszny bełt, Przemek przepłynął, ja z Mariuszem za nim, a ponieważ Mariusz miał jakieś problemy z suchym, nie mógł opanować pływalności, nie gnałem już za Przemkiem tylko zostałem z nim. Doszło do rozdzielenia zespołu, czyli fuckup !!! Kiedy już nieco ogarnęliśmy Mariusza problemy z pływalnością strzeliłem bojkę, żeby dać znać - tym co na górze i Przemkowi, który pewno (jak to się robi zawsze w przypadku pogubienia się zespołu) wynurzył się na powierzchnię - że z nami wszystko ok. Przy bojce zrobiliśmy przystanek bezpieczeństwa i wyszliśmy na powierzchnie. Byliśmy dobry kawałek od brzegu. Trzech chłopaków (w tym Przemek) byli przy brzegu, daliśmy znaki, że z nami wszystko ok i zaczęliśmy płynąć w ich stronę po drodze tłumaczyłem Mariuszowi pewne sprawy odnośnie suchego, pływalności, zaworów itd. Kolejny błąd mojego autorstwa - po zjebanym nurkowaniu ( a za takie uważa się pogubienie zespołu pod wodą) wyłazi się na brzeg, a nie lezie z powrotem do wody, bo pierwsze się nie udało, a kolega chce jeszcze poćwiczyć i szkoda jeszcze wychodzić. Zatem spadliśmy, dno w okolicach 5 m, po jego spadku doszliśmy do 17 i zaczął się kolejny problem, tym razem ze mną. Zawroty głowy ! i to dość poważnie mną zakręciło. Pierwsza reakcja - zasygnalizowanie partnurowi problemu i przełączenie się ze stage'a na twinset (stage pożyczyłem od Piotrka D. bo w twinie zaczynając nurkowanie miałem 90 bar, nie miałem gdzie dobić, więc poprosiłem o zabranie dla mnie stage'a z EAN32 na którym chciałem zrobić nurkowania a te 90 bar z twina traktowałem jako rezerwę i backup gas w razie draki). Zmiana gazu nie wiele dała, dalej mi się kręciło w głowie, więc zasygnalizowałem wyjście do góry, prędkość wynurzania opanowałem, ale już bez żadnego przystanku, chciałem jak najszybciej znaleźć się na powierzchni, bo świat wirował coraz bardziej. A jednocześnie myśl żeby nie zgubić partunra, który kilkanaście minut wcześniej miał problemy z pływalością, bo gdyby coś wtedy mu się stało, to niebyłbym w stanie mu pomóc. Dramatyczne, ale czułem się tak źle, że niebyłbym w stanie go wyciągnąć w razie jakiejś awarii u niego. Potwierdziła się kolejna zasada, tym razem słynne powiedzenie Irvina - don't dive with strokes. I nie chodzi mi w tym przypadku bynajmniej o to że partnur mi przysparzał jakichś problemów pod wodą, a o to, czy byłby mnie w stanie wyciągnąć i mi pomóc jakbym np. stracił pod wodą przytomność? A niestety w powyższym przypadku nie czułem żadnego wsparcia ze strony partnura. Po wynurzeniu się nadmuchałem skrzydło na maksa, zakręciłem zawor upustowy w suchym skafandrze, dobiłem suchara gazem i czekałem kiedy stracę przytomność. Czułem się fatalnie, ale przynajmniej byłem na powierzchni i miałem duuuużo dodatniej pływalności. Po odpoczynku powoli ruszyłem do brzegu i wyjścia. Podsumowując błędy: 1. Fuckup w kwestii zgubienia się jednego członka zespołu 2. Fuckup w kwestii zgody na ponowne zanurzenie się z początkującym partnurem 3. Fuckup w postaci moich zawrotów głowy niewiadomo czym spowodowanych 4. Fuckup w kwestii braku osobistego zanalizowania gazu w stage'u Udało się, nic poważnego się nie stało, wszyscy są zdrowi, ale nigdy więcej. Po dzisiejszym dniu zauważyłem i poczułem na własnej skórze co się dzieje, jak się ignoruje podstawowe zalecenia i założenia systemu DIR (dla zainteresowanych link do poczytania). Wiem już, że nigdy więcej podobnie nie zrobię.
Nie wiem też czemu się źle czułem, czy była to wina gazu ze stage'a, czy ogólne przemęczenie organizmu (poprzedniej nocy spałem tylko 4 godziny). Całość daje do myślenia, przeanalizowania i wyciągnięcia konsekwencji i nauki na przyszłość.

1 komentarze:

Anonimowy pisze...

eetam z tym direm...ale nurek na losowych gazach to całkiem słaby pomysł...