niedziela, 6 stycznia 2008

Nurkowanie nr.51 Żwirownia Stara Guźnia k/Łowicza nurkowanie podlodowe,max.depth. 7m,time.22min, 6.01.2008

Kilka dni temu, zadzwonił do mnie Seba (Styx) zamiarem wyciągnięcia na nurkowanie podlodowe. Nie powiem, propozycja kusząca, raz, że jeszcze nigdy nie nurałem pod lodem, dwa to nigdy nie nurałem zimą i trzy - dziś są moje imieniny, a cztery to czas rozpocząć sezon nurkowy 2008. Tak więc powodów było mnóstwo. Na miejscu spotkaliśmy sie o godzinie 12, żwirownia jest położona w małej kotlinie, otoczona lasem, wszedzie biało i bezwietrznie, słowem idealna pogoda. Byliśmy w 5 osób: Kasia i Seba, ja i dwóch kolegów, których imion nie zapamiętałem, ale mam nadzieję, że Seba mi przypomni :). Z nich tylko jeden nurkował, a drugi zapewnił nam support powierzchniowy. Chłopaki wykuli przerębel, przytwierdzili na skraju deskę, wkręciliśmy śruby w lód, aby do niej przymocować linę zabezpieczającą. Czas się ubrać. Myślałem, że zmarznę ale nic podobnego, bielizna termoaktywna+podkoszulka, na to ocieplacz i suchy skafander i było mi ciepło. Kiedy już się ubraliśmy czas zataszczyć się do wody. Wchodzenie a raczej wskakiwanie do przerębla nikomu żadnej trudności nie sprawiło. Ustaliliśmy plan że nurkujemy max do 10 metrów głębokości, ściągając linę do 25 metra, tak aby zatoczyć mniej więcej koło o takim promieniu. Dodatkowo Seba poręczował kołowrotkiem. Znad przerębla woda wydaje się czarna, jednak po wejsciu pod lód jest jasno, przejrzystość wody super, chyba jakieś 5-7 metrów. Lód spod wody robi niesamowite wrażenie, jest czysty, gruby na jakieś 20 cm, wydychane bąble powietrza fajnie się o niego rozbijają. Seba wkręcił śrubę, zaporęczował kołowrotek i w drogę. Dno tej żwirowni jest bardzo ciekawe, nie ma jednostajnego spadku, cały czas jakies górki, dołki, wąwozy i takie tam. Ciagle miałem w myślach żeby nie powodowac zbyt dużego wydatku na automatach, oddychałem spokojnie, inflatora używałem w przerwach między braniem oddechu. Całe nurkowanie przebiegło super fajnie, spokojnie i bez zamieszania. W pewnym momencie nawet zapomniałem że mam nad głową 20 centymetrową warstwe lodu nie do przebicia od spodu. Oprócz liny i kołowrotka jako zabezpieczenie miałem ze sobą jeszcze dwie śruby podlodowe, kołowrotek i szpulkę z 30 metrami sznurka. W razie zgubienia lub zerwania poręczówki należy wynurzyć się pod lód, wkręcić śrubę, zaporęczować kołowrotek, odpłynąć jakiś kawałek i zacząć zataczać kręgi. Po jakimś czasie linka z kołowrotka zahaczy się o linę opustową, wyraźnie zmniejszy się promień okregu i wtedy mamy odnalezioną drogę do domu. Całe szczęście obyło się bez sytuacji awaryjnych. Seba znalazł na dnie kasetę z przebojami Limahla :), udało nam się też dotrzeć do platformy na dnie akwenu. Posiedzieliśmy tam chwilkę, przepiąłem się na stage, gdyż w swoim twinie miałem już tylko 70 bar (zaczynałem ze 100 barami) i rozpoczęliśmy powrót do domu. Później przy przeręblu jeszcze znakomite ćwiczenie rozgrzewające, czyli wkręcanie śrub w lód od spodu, od razu zrobiło się cieplej. No i czas na wyjście. Dzięki wspólnej pomocy kolektywu udało nam się jakoś pojedyńczo wyczłapać na lód. Mnie jakoś wyciągnęli na plecy i dłuższą chwilę leżałem jak żółwik nie mogąc się przekręcić na brzuch :) Myślałem, że po wyjściu będzie zimno, bo na dworze -3 stopnie, że zmarznę, ale nic podobnego. Całe nurkowanie, przed i po nim było mi cały czas ciepło. Naprawdę fajny nurek i fajnie spędzone imieninowe popołudnie.

Dziękuję partnurkom, supportowi powierzchniowemu i Kasi za robienie zdjęć, które są do obejrzenia w galerii .

0 komentarze: