poniedziałek, 14 stycznia 2008

Weekendowy Dolny Śląsk

Natchniony znalezioną jakieś dwa miesiące temu w internecie relacją z eksploracji pewnej zalanej jaskini w Górach Sowich zapragnąłem odwiedzić to miejsce. Rozpocząłem więc poszukiwania; po wykonaniu tysiąca telefonów i wysłaniu miliona e-maili do nieznanych mi ludzi znalezionych w necie a mieszkających na Dolnym Śląsku los podesłał mi osobę, w postaci Pana Waldka, który poinformował mnie, że kojarzy miejsce o które pytam i chętnie zaprasza w swoje rejony. Po wstępnych rozmowach ustaliłem z Jackiem termin wyjazdu na weekend 11-13 stycznia, do wyjazdu dołączyła też Kasia i Michał. Ale wszystko po kolei:

PiątekPo wcześniejszym zerwaniu się z pracy, nabiciu gazów i zapakowaniu do mojego nurkowozu dwóch nurków z całym sprzętem technicznym (2x twin + 2x stage + 2x reszta sprzetu + 2x weekendowe ciuchy + jedzenie dla czterech osób) ruszyliśmy z Kasią w drogę. Do Srebrnej Góry dotarliśmy jeszcze w piątek, ciut przed północą. Kwaterka super, dom położony na stoku, z fajnymi pokoikami i super salonem pośrodku. Odpocząłem po ośmiu godzinach jazdy. Było cicho, radio grało smutne piosenki, w kominku trzaskało drewno a miękka kanapa cudownie przytulała. Błogostan. Było idealnie, wtedy nic więcej do szczęścia mi nie było trzeba. Zakumplowałem się z kotem właściciela, chociaż do końca to nie wiem, czy ja z nim, czy bardziej on z moją kanapką. Wreszcie dojechali Jacek i Michał. Jakieś kanapeczki, wino i omawianie planu na sobotę. Do łóżek położyliśmy się chyba o 3 nad ranem.
Sobota
Pobudka o 9, skręcanie sprzętu, śniadanie i w drogę. Cel naszej wyprawy nie był zbyt daleko, jadąc na miejsce podziwiamy krajobrazy Srebrnej Góry i okolic. Chwilami zapierające dech kręte drogi na zboczach gór, lasy pnące się do nieba, słowem przytłaczający ogrom natury. Cel naszej wyprawy super. Jeziorko pod ziemią, w jaskini, z krystalicznie czystą wodą, głębokie na jakieś 4-5 metrów, kilka zakamarków i jeden ciaśniejszy korytarz od którego w połowie odchodzi kolejny - oba zakończone niewielkimi salkami. W tym miejscu polegliśmy logistycznie. Targane przez pół kraju gazy w twinach i stage'ach nadały się o kant dupy potłuc. Najrozsądniejszym wyjściem na tą eksplorację była...fajka, najbardziej durny banał ze sprzętu abc, odrzucany przez każdego, kto zaczyna poważnie nurkować. Na naszej wyprawie jedynie Michał miał takowy element sprzętu. Po eksploracji jaskiniowego jeziorka udaliśmy się na dalsze zwiedzanie okolicy. Las, skałki, góry, doły, jamy i jaskinie zapełniły nam resztę popołudnia i tak gdzieś w okolicach godziny 15 udaliśmy się na obiad do restauracji. Leniwy obiad, gry i zabawy zespołowe i nasze "upicie się" świeżym powietrzem nie nastrajały nas zbyt aktywnie na dalszą część dnia. Po powrocie do kwaterki kolejne desery, grzane wino i nocne polaków rozmowy przy kominku. Było super choć czasami burzliwie :D. Sen nas zmógł coś po północy.

Niedziela

Pobudka 1/4 zespołu o 8 rano, 3/4 wstały o 9 na śniadanie. Dzię-ku-je-my! Po nocnych rozmowach z Panem Waldkiem mieliśmy wybór: jedziemy do Sztolni w Bystrzycy, która jest 100 % miejscem pewnym i gdzie wiadomo co nas czeka, czy jedziemy sprawdzić dwie nowe miejscówki o których powiedział nam nasz gospodarz. Decyzja zapadła - nowe miejscówki. Pierwsza to sztolnia w miejscowości Stolec. Dojazd przez polną drogę, pełną błota i gliny, ot takie niedzielne "Stolec Trophy" :D Ruszyliśmy na eksplorację okolicy. Góry i jaskinie super, wszystko ogromne, miejscami strome i trochę schowane w lesie. Po zejściu na dół okazało się, że przejścia nie ma, część jaskini zagrodzona kratą wysoką na kilka metrów z prętami o grubości uda naszej sztangistki Agaty Wróbel. A woda podobno za tą kratą, zatem musieliśmy zrezygnować. Dalsza część planów to kamieniołom w miejscowości Jegłowa. Na miejsce dotarliśmy bez problemów, trochę gorzej było z podjazdem nad wodę, bo leśna droga oblodzona tak, że ciężko było nam iść. Miejsce zamarznięte ale wygląda na całkiem fajne, na pewno wrócimy tam na wiosnę.

Bilans wyprawy:
28000 litrów przygotowanych gazów na nurkowania, przejechane 1070 kilometrów, wypite 2 butelki wina, kilka kilometrów spacerów po górach, 1 zatopniona czołówka, 4 najedzone brzuchy, 1 nakarmiony kot, 3 odwiedzone jaskinie, ponad 100 zdjęć, dużo rozmów i inne podejście do świata. Słowem weekend bardzo udany.
Zdjęcia tutaj.

Polecam nocleg w gospodarstwie agroturystycznym Pana Waldemara
(http://www.srebrnagora.com).

0 komentarze: